poniedziałek, 4 października 2010

Jezioro Inulec


W czasie mojej wyprawy  mile mnie zaskoczyło. Jako jedno z nielicznych jezior w tym rejonie Mazur okazało się świetnym łowiskiem szczupaków. Wprawdzie łowione ryby rzadko przekraczały 2,5 kg, ale obfitość brań sprawiła, że tegoroczne otwarcie sezonu zapamiętam jako szczupakowe eldorado.
Jezioro Inulec położone jest kilka kilometrów na zachód od Mikołajek, przy szosie wiodącej do Mrągowa. Nad jego brzegami odnajdziemy miejscowości Zełwągi, Inulec i Śmietki. To akwen średniej wielkości o powierzchni 178 ha i głębokości maksymalnej do 10 m.
Moją uwagę przykuły znajdujące się na jeziorze wyspy, podwodne górki oraz przybrzeżne wypłycenia, licznie występujące przy zachodnim brzegu i w rękawie wschodnim. Z planem batymetrycznym w ręku i echosondą zainstalowaną w łodzi poznałem większość tajemnic zbiornika w ciągu kilku godzin.
Szerokie i językami daleko wkraczające w wodę trzcinowiska, bujne łany rogatka, moczarki, gdzieniegdzie poletka grążeli i babki oraz kolonie rdestnicy stwarzają doskonałe kryjówki dla żyjących w jeziorze drapieżników. Poniżej roślin dno miejscami jest twarde, ale nie wszędzie nadaje się do stosowania zestawu z bocznym trokiem, gdyż do twistera ciągniętego przy dnie często przyczepiają się porosty i fragmenty rogatka.
Zresztą do okoni, osiągających w tym zbiorniku podobno przyzwoite rozmiary, ani ja, ani towarzysze moich wypraw nie mieliśmy szczęścia. Krzysztof, łowiący na boczny trok z malutkim twisterem, jedynie potwierdzał skubnięcia drobnych okoni, a Marek, który uwielbia sprawdzać każde łowisko delikatnym zestawem wzdręgowym, złowił na minipaprochy kilkanaście sztuk mierzących od 10 do 15 cm. Szybko stało się jasne, że tylko szczupaki mogą podreperować nasze morale.
Chłodny początek maja i lodowata woda skłaniały do poszukiwania zębaczy w płytszych partiach jeziora. Nie myliliśmy się, na głębokości od 3 do 8 m nie mieliśmy żadnych brań, choć pokusa na zmierzenie się z „metrówką” była duża. Nie mogłem patrzeć obojętnie na leżące w wielkim pudle sprawdzone w bojach kilkunastocentymetrowej długości pływające woblery, które w pierwszych dniach maja już nieraz przyciągały uwagę dorodnych szczupaków. Ale tym razem przemykały w toni bez wzięcia.
Po krótkim rekonesansie wokół wysepek i gwałtowniejszych uskoków dna skierowaliśmy łódź na podwodne łąki położone przy cyplu obok miejscowości Zełwągi. Słońce co chwilę przebijało się przez szybko pędzące chmury, wiatr lekko marszczył wodę. Zakotwiczyliśmy na trzech metrach, przed nami rozciągały się rzadko rosnące kępami trzciny, pojedyncze rdestnice, kłęby rogatka i moczarki. Łowisko czepliwe, ale obiecujące.
Na brania długo nie czekaliśmy. Po kilku minutach na rippery i kopytka holowaliśmy pierwsze wymiarowe sztuki. Hitem początku sezonu okazał się jednak Salmo Slider, 10-centymetrowy model tonący imitujący płoć. Przynęty posyłaliśmy w sam środek zielska na mocnej plecionce i fluorocarbonowym przyponie o wytrzymałości 10 kg. Można powiedzieć, że stosowaliśmy zestawy dające sobie radę z większością roślinnych zaczepów. Dzięki temu nie płoszyliśmy ryb, nie wpływaliśmy w łowisko, aby odhaczać uwięzione w trzcinach przynęty. Slidery tak spodobały się inuleckim szczupakom, że w ciągu niespełna godziny doholowaliśmy do łodzi dziesięć ryb mierzących od 50 do 65 cm. Większość wróciła z powrotem do wody. Byliśmy w szoku. Po prostu Szwecja...
Rankiem Marek wyprawił się na położony niedaleko od szosy pomost. Padał drobny deszcz. Zanęcił granulatem, którego nazwy nie pozwala mi podać, rozwinął feedera z delikatną szczytówką i posłał do wody uzbrojoną w leszczowy haczyk świeżutką dendrobenę. Rozmawialiśmy wcześniej, że rokowania są słabe, bo zarówno leszcz, jak i płoć szykują się do tarła albo właśnie je odbywają.
I rzeczywiście nic nie brało. Byłem z siebie dumny, że nie dałem się namówić na poranną deszczową zasiadkę. Mimo wszystko Marek poradził sobie z leszczami. Po dwóch godzinach ślęczenia na deszczu złowił kilogramowy okaz. Co ciekawe, ryba nie zassała robaka. Przechytrzył ją na swoją wzdręgówkę, czyli na spinning!
Po południu wyjrzało słońce i znów byliśmy na łodzi. Odwiedziliśmy płycizny leżące w południowych i wschodnich rejonach jeziora, ale nie było oczekiwanej euforii. Brania a jakże były, ale holowane szczupaki rzadko przekraczały 40 cm, mimo że zamoczyliśmy większość zabranych na łódź przynęt. Po drodze spotkaliśmy wędkarzy na łódce – barce, zresztą bardzo wygodnej do spinningowania. Potwierdzili, że pierwszomajowe święto było rewelacyjnym dniem na szczupaka. W sumie wyholowali kilkanaście sztuk, łowili je głównie na jasne gumy. Ryby nie odbiegały wielkością od łowionych przez nas trofeów.
Postanowiliśmy jeszcze raz sprawdzić nasze wyborne łowisko. Rano kręciło się tam kilka łodzi, więc je ominęliśmy. Gdy tylko w ruch poszły Slidery, wszystko zaczęło się od nowa. Przyciągaliśmy do łodzi szczupaka za szczupakiem, większość mierzyła około 55 cm. Dosyć. Wystarczy. I tak wszystkie wypuszczamy. Niech rosną i cieszą oko innych wędkarzy.


INFORMACJE
Gospodarzem jeziora jest Gospodarstwo Rybackie „Mikołajki” Sp. z o.o. z siedzibą w Mikołajkach przy ul. Mrągowskiej 14, tel. (87) 421-63-32. Wędkowanie jest dozwolone w porze dziennej, tj. od wschodu do zachodu słońca. Letni sezon wędkarski trwa: z brzegu od 1 kwietnia do 30 listopada, z łodzi od 1 czerwca do 31 października (w maju za dodatkową opłatą).
Dzienne limity połowu: sieja, węgorz, sandacz, szczupak, sum, karp
– 5 sztuk łącznie. Zabrania się połowu ryb metodą trollingową i kuszą.
Ceny zezwoleń: cały sezon z brzegu – 190 zł; 30 dni – 120 zł;
14 dni – 95 zł; 7 dni – 80 zł; 3 dni – 45 zł; 1 dzień – 18 zł. Wędkowanie z łodzi (w tym spinning): cały sezon – 300 zł; 30 dni – 150 zł; 14 dni – 120 zł; 7 dni – 90 zł; 3 dni – 60 zł; 1 dzień – 21 zł.


Uwaga! Zezwolenia ważne są na 12 jezior Gospodarstwa: Orle, Ołów, Ławki, Tałty-Ryński, Tałtowisko, Inulec, Jorzec, Głębokie, Płociczno, Zełwążek, Bełdany i Mikołajskie. Nie ma cennika na jedno jezioro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz